wtorek, 5 stycznia 2016

PROLOG

Witajcie, czytelnicy. Tu Tina. 
Postanowiłam zająć się pisaniem krótkometrażowego bloga wraz z moją znajomą ~P, która zapewne przedstawi się w następnym poście. Mnie zapewne część zna, ale jeśli nie, to zapraszam na moje dwa blogi *MUSZĘ POWKLEJAĆ LINKI
 Ja napiszę pierwszą notkę (w tym wypadku prolog), a P drugą (rozdział pierwszy) i tak będziemy się zmieniać. Tymczasem FEEL FREE TO COMENT AND ENJOY!
- Tina
***

Kopię Bryana w brzuch, a on zatacza się do tyłu. Czując, że ponownie obieram kontrolę, chwytam go za głowę i walę nią prosto w kolano. Kiedy pada na ziemie przykładam mu do głowy spluwę.
Brian patrzy na mnie zbolałym spojrzeniem, a z jego rany na czole sączy się krew. Tylko się śmieje.
- I oto jest ten dzień, kiedy w końcu udało mi się nauczyć takiego imbecyla, jak ty, jak się walczy.
Śmieję się z żartu.
- Cóż... Ja powiedziałbym „dzień, kiedy nareszcie ktoś  ci dokopał”.
Krzywi się i unosi głowę chcąc wstać, ale przyciskam go do podłogi.
- Charlie, chcę wstać. – mówi władczo.
- Ooo, nie. Chcę nacieszyć się chwilą. – mruczę przyciskając broń do jego czoła.
- Uważaj, chłopcze. Niech ci woda sodowa nie uderzy do głowy. Pamiętaj, że masz wyruszyć na zwycięzców, a nie pierwszych lepszych ulicznych chuliganów. – ostrzega.
- Wybiję... – warczę. – każdego z nich z zamkniętymi oczami.
Patrzy na mnie groźnie.
- Jesteś silny... Silny i uzdolniony, ale wiesz, jaka jest twoja słabość?
Chcę mu powiedzieć, że nie mam słabości. Mam ochotę wykrzyczeć to w jego twarz i pociągnąć za spust. Broń jest pełna ślepaków... Szlag. Jednakże w następnej sekundzie Bryan sięga do mojej broni i wykręca mi rękę. Bez trudu przewraca mnie jednocześnie się przekręcając i wyrywami pistolet z dłoni, aby przystawić mi go zaraz do głowy.
- Jesteś głupi. Nie doceniasz swoich wrogów. Oni w przeciwieństwie do ciebie już nie raz zabijali.
Śmieję się szyderczo.
- Wszyscy są osłabieni. Minęły dwa lata od wojny! Everdeen przecież oszalała, a tamten jej chłoptaś i mentor to łatwe cele. Inwalidę z trójki i dziunie z siódemki i jedynki załatwię jednym palce, a jeśli chodzi o mamusię z czwórki, to najpierw zabije jej bachora, a dopiero potem ją... Jednak najpierw chce, żeby na to patrzyła...
Bryan jest wściekły. Złazi ze mnie i rzuca pistolet na ziemię obok mnie.
- Albo zmądrzejesz, albo nie puścimy cię z misją, Charles. Nie masz wiele czasu, więc na opanowanie swoich  nieprzemyślanych zachowań masz mało czasu. Chcemy uderzyć jeszcze przed nowym rokiem. Postaraj się, albo załatwię to sam. Wszyscy zwycięzcy muszą zginąć i nie pozwolę ci tego spartolić. Ludzie z Kapitolu w końcu się zemszczą.
Podnoszę się i pcham go otwartymi dłońmi.
- Nie odbierzesz mi tego zadania. - grzmię.
- To weź się w garść. - szepcze spokojnie i odchodzi, a w mojej głowie słyszę tylko własne myśli.
Zabiję Everdeen... Zabiję Mellarka... A do tego każdego innego zwycięzce, aby na koniec zostawić sobie nową prezydent. 
O tym ostatnim akurat nikt nie wie... Wolałbym jednak to załatwić. Sam.

4 komentarze:

  1. :) Nice, tylko mam jedno pytanie: to jest w końcu "Bryan", czy "Brian", bo raz pisze tak, a raz tak xd Pozdrawiam :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć. Powinno być Bryan to tylko mała literówka. Pozdrawiam

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. zaciekawiłas mnie. teraz ide czytac dalej i dowiem sie o cochodzi =)

    OdpowiedzUsuń