Cześć. Sorrka, że tak dwno nie było rozdziału, ale to tylko i wyłącznie moją wina. Rozumniecie egzaminy itp. ale postaram się częściej wstawiać rozdziały.
P. S. Następny rozdział będzie jak będą conajmniej dwa komentarze.
Pozdrawiam P.
Na szczęście Paylor w końcu wyjeżdża zostaiając nas samych z własnymi myślami. Haymitch chodzi w jedną i w drugą stroną sprawiając, że kręci mi się w głowie, więc zostwiam go Peecia, aby to on się z nim użerał. Kieruję się do kochni. Parzę herbatę podczas, gdy Peeta i Haymitch prowadzą rozmowę, której i tak od dłuższego czasu nie słucham. Z tego co wychwyciłam, kiedy siedziałam jeszcze z nimi to rozmawiali o nowym pomyślę Pani Prezydent. Mianowicie o tym, że każdy żyjący zwycięzca ma obawiazek zamieszkania razem w Czwartym Dyskrykcie. Podobno jest jakiś superbezpieczny, ponieważ jest oddalony o 20 kilometrów od miasta i jest ogrodzony siatką pod napięciem. Każdy Zwycięzca, czyli Annie, Beetee, Enobaria, Peeta, Joahnna, Haymitch i ja będzie miał swój własny dom w Wiasce Zwycięzców Czwartego Dyskryktu. Moim zdaniem jest to bez sensu, bo jak mają nas dopaść to prędzej czy później to zrobią.
Z moich zamyśleń wyrywa mnie ciche pukanie do drzwi. Haymitch i Peeta są tak pochlanieci rozmową o zamachowcach, że nie zwracają uwagi na to co się dzieje wokół nich. Odstawiam kubek z herbatą i kieruję się w stronę drzwi. Lekko przekrecam klucz i to co... A to co widzę, bym się chyba nigdy nie spodziewała. Do domu Haymitch'a przyszła blądynka, o piwnych oczach oraz delikatnych rysach twarzy. Jest bardzo podobna do Effie, ale to nie może być ta niziutka kobietka z tonami pudru i kolorowymi włosami. Widać, że dziewczyna jest lekko zmieszana, a ja nie wiem co powiedzieć. Czemu akurat w tym momencie Peeta musi rozmawiać z Haymitch'em? No dobra, ale jak powiem coś głupiego i ona sobie pójdzie to nie moja wina. Z resztą do Haymitch'a, żadna ładna dziewczyna nie przychodzi, może się zgubiła?
- W czym mogę pomóc?
Dziewczyna patrzy na mnie jak na kogoś, kto właśnie powiedział, że elfy w lesie robią na drutach. Jeszcze raz dokładniej jej się przyglądam, lecz na nic sensownego nie wpadam.
-Ty mnie naprawdę nie poznajesz?
Chwila moment to jest przecież głos Effie. Jak ona się zmieniła!!
-Effie!! Jejku, przepraszam, ale zmieniłaś się bardzo.
Przytulam blądynkę, a ona mnie. Bardzo, ale to bardzo sie za nią z tęskniłam. Jest dla mnie jak ciocia, ale nie taka daleka, tulko jak na przykład siostra mojej mamy, czy mojego taty. Tyle razy mi pomagała, że nie da się zliczyć. Bardzo ją kocham.
Na policzkach czuję łzy. Nie są to łzy smutku czy żalu, to są łzy radości. Ciesze się z tego, że żyje i nie była w tej galerii mordu, gdzie, jakby to powiedziała Joahnna " niepoczytalni psychicznie psychopaci " dokonali morderstwa tylu osób. Jak o tym myślę, to aż mi serce ściska. Tylu ludzi zginęło na wojnie oraz podczas igrzysk, a teraz jeszcze to. Zdaje sobie sprawę co czują rodziny tych zmarłych osób. To samo ja przeżywam po śmierci mojej Prim.
Razem z nową Effie idziemy w stronę salonu, w którym siedzą Haymitch i Peeta, a raczej siedzieli, ponieważ ich nie ma. Rozgladam sie po pokoju nie ma ich. Gdzie mogli pójść? Patrzę na Effie, ona też rozgląda się po pokoju, chciała zrobić niespodziankę nam wszystkim, a chłopaków gdzieś wcieło. A może... Nie to niemożliwe... Chociaż Plutarch mówił, że Ci terroryści mogą mieć na nas chrapkę i może to oni ich porwali?!
- Przepraszam Effie, jeszcze przed chwilą tu siedzieli, a teraz ich nie ma.
- Nie ma problemu. Po prostu ich poszukajmy - Mówi Effie.
Muszę przyznać, że bez kapitolskiego akcentu ma piękny głos. Więc tak jak powiedziała, tak robimy. Zaczynamy od piętra. Jest tu niemiłosierniy smród, tak jak zazwyczaj u Haymitch'a bywa. Wchodzimy do pierwszego pokoju po prawej stronie pusto
Drugi, tam również nic
Trzeci, pusto
No i w końcu ostatni pokój. Otwieram powoli skrzypiące drzwi, ale tam też, żadnego śladu po Haymitch'u i Peecie.
Pomału zaczynam się denerwować, że coś mogło się im stać. Patrzę na Effie ona chyba też się lekko martwi.
-Gdzie się oni mogą być? To nie czas na zabawy w chowanego. -Effie jest wyraźnie znartwiona.
Szczerze jej się nie dziwi też się o nich martwię.
-Chodź poszukajmy jeszcze na dole.
-Ale to nie ma sensu przecież byłyśmy tam i nic nie zwróciło naszej uwagi. Katniss, a jak ktoś ich porwał?
Przeszło mi to przez myśl, ale nie sądzę, aby, ktoś próbował porwać facetów, którzy są wyszkolonymi zabójcami.
-Mam!! - moją była opiekunka patrzy na mnie z wyczekiwaniem - Zawołajmy ich. Może gdzieś siedzą i myślą, że poszłam do domu.
Schodzimy na dół i wolamy na przemiennie ich imiona, ale nic się niedziele. Żaden z nich nie odpowiada. Teraz to już naprawdę się boje. Nigdzie ich nie ma i też ich nie słychać. Coś musiało się stać.
Czuję jak moje serce zaczyna mi coraz mocniej bić, a ręce się pocą ze strachu. Razem z Effie siadamy na kanapę, na której siedzieli Haymitch i Peeta. Moje oczy zalewają się łzami, ale nie tak jak przed momentem łzami szczęścia, terza to są łzy rozpaczy. Jak to możliwe, że przez zaledwie pół godziny ktoś mógł ich porwać? Nie rozumiem tego.
- Katniss... - zaczyna Effie, wiem, że dla niej to też nie jest przyjemne - Trzeba zgłosić ich zaginięcie do Strażników Pok...
Mojej byłej opiekunce nie jest dane dokończyć, ponieważ przez drzwi tarasowe wchodzą nasze dwie zguby, czyli Haymitch i Peeta. Dopiero teraz zauważyłam, że drzwi tarasowe są lekko otwarte. Z tego całego stresu nie zwróciłam na to uwagi. Effie od razu zaczyna wymachiwać rękoma i tłumacz im, że jak jeszcze raz wyjdą nie informując nas, to ona własnoręcznie ich ukatrupi. Szczerze całe przedsięwzięcie wygląda komicznie i czasami mam problem z powstrzymywaniem śmiechu, szczególnie, kiedy Effie zkarciła Peetę jak on próbował się tłumaczyć, że to nie jest ich wina.
Najlepsze jest kiedy to mój były mentor chce coś powiedzieć, a w tym momencie Effie, zaczyna mu wykład o tym, że nie wolno wychodzić nikomu w słowo, ponieważ jesteśmy to nie kulturalne. Już noe mogę wytrzymać i śmieje się w niebo głosy, a do mnie dołącza Peeta i razem się praktycznie dusimy ze śmiechu. Tak dawno nie widziałam uśmiechu na jego twarzy, ani nie słyszałam jak się śmieje. Brakuje mi tego. I n mnie nie nawidzi, a ja chyba coś do niego czuje. Tylko nie wiem czy to miłość, czy coś innego. Nikt mnie, przecież nie nauczył kochać, wiec nie mam bladego pojęcia co czuje do mojego Chłopca z Chlebem. Lecz to chyba już nie ma znaczenia, ponieważ Peeta i tak uważa mnie za zmiecha, którym jestem.
Kiedy tylko o tym sobie pomyślę, to oczy zaczynają mi się szklić i mam ochotę uciec gdzieś gdzie nikt mnie nie znajdzie. Już chciałam iść i zamknąć się w swoim domu, ale zatrzymuje mnie głos Haymitch'a.
- Mam nadzieje, że idziesz się pakować, Skarbie. Za godzinę mamy poduszkowiec do Czwórki.
Jak on dobrze mnie zna. Czasami, tak jak teraz, się to bardzo przydaje. Haymitch wiedział na 100%, że chciałam kolejny raz zamknąć się w sobie. Kiedyś mu za to napewno podziękuję, ale nie teraz. Jeatem za bardzo rozbita w środku.
- Yyyymm... Tak, tak Haymitch. Effie pomożesz mi?
Pytam z nadzieją na to, że mi pomoże i będę miała już to za sobą. Patrzę błagalnym wzrokiem ma moją dawną opiekunkę, a ona lekko kiwa głową, chwyta mmie za rękę i prowadzi do domu. Jeszcze ostatni raz spoglądam na Peetę. W jego oczach widzę to co widziałam podczas naszych drugich igrzysk, czyli wole walki, tylko ja noe wiem o co on chce walczyć.
Godzinę później
-Effie!!! Nie mecz jej tak! I się pospiesz, bo już na nas czas! -Krzyczy Haymitch z dołu.
On jest moim wybawicielem. Jak ja nie lubię się pakować. Moja droga Effie stwierdziła, że musi mi sprowadzić jakieś nowe ciuch, ponieważ to co ja mam w swojej szafie nie nadaje się na żadne uroczystości. Ja nie przykuwam większej uwagi do moich ubrań i na dodatek nie mam bladego pojęcia jakie tam będą uroczystości. Paylor nam nic nie mówiła.
Ja i Effie schodzimy na dół. Ja mam w rękach dwie torby, a Effie ma chyba ich z cztery. Jak się jej zapytałam po co jej, aż tyle toreb, to popatrzyła na mnie jak na kogoś niespełna rozumu i powiedziała, że gdzieś musi zapakować, sukienki, buty i kosmetyki.
-Effie!!! Do cholery bo was tu za raz zosta... No w końcu. Ile mieliśmy czekać?
-Tyle ile trzeba. - odbowiada mu Effie, a mój były mentor patrzy na nią z... Nawet nie wiem z czym. Jeszcze nigdy noe widziałam u niego tego czegoś.
Wszyscy idziemy na skraj lasu, właśnie tam czeka na nas poduszkowiec. Kiedy się pakowałam, a raczej Effie narzekała na moje ubrania, dowiedziałam że są nowe poduszkowce, ale tylko dla Zwycięzców. Ten poduszkowiec z zewnątrz wuglada tak jak kiedyś, ale podobno w środku jest lepszy i oczywiście jest o wiele szybszy niż poprzednie podniebne maszyny.
Cała nasza czwórka wchodzi do poduszkowca, każdy z nas siada na wyznaczonym miejscu. Ogromne drzwi poduszkowca zamykają się i ruszamy. Nienawidzę latać tymi maszynami, już wolę jechać pociągiem. Poduszkowce kojarzą mi się z rebelią i z Igrzyskami Ćwierćwiecza. Czuję jak oczy zalewają mi się łzami. Nie chcę płakać, ale to jest silniejsze ode mnie. Nie mam siły.
Effie widząc, że płacze podchodzi do mnie, wyciąga rękę, a Haymitch'owi rzuca dziwne spojrzenie.
-Yyyyy... Peeta choć zobaczymy co się yyyy.. Dzieje w tym drugim pokoju... Tak. Dalej chodźmy.
Peeta patrzy na niego jak na idiotę, ale Effie zaczęła wymachiwać rękoma i mój były sojusznik zrozumiał iluzję i poszedł razem z Haymitch'em.